W zeszłym roku o tej porze było jeszcze mnóstwo śniegu i nos odmarzał przy każdym wychyleniu się za drzwi. W ramach wspominek pochwalę się dziś kolejnymi sutaszowymi drobiazgami, które sobie wymyśliłam i wyszyłam jeszcze za czasów śniegu:
<mój kalendarz wygląda jak dywan, ostatnio się dowiedziałam>
Łezki Nocy Kairu, do tego kryształki i jakieś znaleźne Toho, nazwy nie pamiętam.
To było moje pierwsze starcie z metalizowanym sznurkiem i nie powiem, było trudniej niż się spodziewałam. Ale nie tak strasznie, w końcu się dogadaliśmy i całkiem było przyjemnie :)
W ramach metalizowanej współpracy będą jeszcze dwie pary, ale to później. Ostatnio mało szyję, muszę mieć więc materiał do postowania :)
I mam nową chcicę, muszę nauczyć się szyć. W sensie że ubrania. I wcale to nie jest pragnienie takie nowe, pojawia się średnio dwa razy w roku (czyli przy większych zmianach kolekcji w sklepach, kiedy okazuje się, że nic mi się nie podoba) od dobrych kilku lat. No i co ja mam z tym zrobić, zanim pojadę do domu na dłużej to już mi ta chcica minie i się znów nie nauczę? :)
Pozdrawiam wiosennie! :)